Boginią dla niego... – Spotka Matkę, kiedy zatryumfuje

Boginią dla niego... – Spotka Matkę, kiedy zatryumfuje – powiedziała, przytakując ruchem głowy. – i z jej rąk weźmie miecz zwycięstwa. Ale najpierw musi się sprawdzić oraz musi spotkać Panią Łowów... – poprzez twarz przemknął jej cień uśmiechu. – i bez względu na to, co następnie będzie, tym razem już nie zaryzykujemy tak, jak w przypadku Uthera oraz Igriany. Za wszelką cenę musimy zapewnić dziedzica królewskiej krwi... Kiedy Merlin poszedł, siedziała dodatkowo długo, obserwując pojawiające się w płomieniach obrazy, patrząc jedynie w przeszłość, tym razem nie pragnęła zaglądać przez zasłonę w mgły przyszłości. dużo lat temu, tak dużo, że nie pamiętała już ile, ona więc oddała swe dziewictwo Rogatemu Bogu, wielkiemu Myśliwemu, bogu spiralnego tańca życia. teraz nie myślała nawet o dziewicy, która odegra tę rolę w nadchodzącym rytuale, pozwoliła swym myślom powędrować w przeszłość, wspominała też oraz te czasy, kiedy grała rolę Bogini w Wielkim Związku... ...nigdy nie jest to dla niej niczym więcej niż tylko obowiązkiem; czasem przyjemnym, czasem niesmacznym, ale zawsze była posłuszna, oddana Wielkiej mamie, która rządziła jej życiem, od momentu gdy po raz pierwszy tu przyjechała. Nagle pozazdrościła Igrianie, a część jej umysłu zastanowiła się, dlaczego zazdrości kobiecie, która utraciła wszystkie swoje najmłodszych – albo umarły, albo musiała je oddać na wychowanie, a dziś miała cierpieć wdowieństwo oraz skończyć życie za murami klasztoru. Zazdroszczę jej miłości, którą poznała... Nie mam córek, synowie okazują się mi obcy oraz dalecy... nigdy nie kochałam, myślała. Nie zaznałam też nigdy tego, co znaczy być kochaną, lęk, podziw, cześć... to wszystko jest mi dane. nigdy miłość. i czasem wydaje mi się, że oddałabym to wszystko, by przynajmniej jednokrotnie jakaś ludzka istota spojrzała na mnie tak, jak Uther patrzył na Igrianę w dniu ich zaślubin. Westchnęła cicho, półgłosem powtarzając to, co wcześniej powiedział jej Merlin: – Cóż, nie ma się co rozwodzić nad rozlanym mlekiem... Uniosła skroń, a usługująca jej kapłanka podeszła bezszelestnie. – Pani? – Zawołaj do mnie... nie. – Zatrzymała się, niespodziewanie zmieniając zdanie. Niech sobie śpi. To fałsz, że nigdy nie kochałam ani nie byłam kochana. Kocham Morgianę ponad wszelką miarę. i ona kocha mnie. A dziś to też może się skończyć. Ale musi się stać tak, jak zechce Bogini. 14 Bledziutki rogalik księżyca w nowiu świecił na zachód od Avalonu. Morgiana powoli wspinała się pod górę, bosymi stopami pokonując spiralną drogę, cicha oraz blada jak dziewiczy księżyc. Włosy miała rozpuszczone, jej szata spływała luźno, nieprzepasana. Wiedziała, że strażnicy oraz kapłanki pilnują w milczeniu, by nikt niewtajemniczony nie zakłócił jej skupienia nie poświęconym słowem. Pod zasłoną opadających na twarz włosów oczy miała przymknięte. Pewnym krokiem wspinała się pod górę, nie potrzebowała widzieć kosztowny. Za nią szła milcząca Raven. Tak jak Morgiana, była bosa, nieprzepasana, rozpuszczone włosy zasłaniały jej twarz. W górę oraz w górę w gasnącym blasku księżyca oraz kilku bladych gwiazd, świecących na fioletowej kopule nieba. Kamienie kręgu stały jak szare, potężne cienie. Między nimi błyskało pojedyncze światełko – nie płomień, lecz coś na kształt błędnego ognika, zaklęty ogień czarownic świecił ze środka magicznego kręgu.